To była środa. W wiadomościach donosili, że w Tatrach spadł pierwszy śnieg, a za oknem ciężko było dostrzec słońce. Dzień jak każdy inny, zn...

Dziesięć wspomnień na dziesięciolecie - subiektywny przegląd

Autor: | 20:16





To była środa. W wiadomościach donosili, że w Tatrach spadł pierwszy śnieg, a za oknem ciężko było dostrzec słońce. Dzień jak każdy inny, znów tona dokumentów do sprawdzenia i pism do przygotowania - tak mógł pomyśleć referendarz w Krajowym Rejestrze Sądowym w Zielonej Górze, gdy zaczynał pracę 18 września 2013 roku. Dla nas jednak to nie był zwykły dzień. W tym stosie dokumentów był bowiem nasz wniosek o rejestrację stowarzyszenia. Ta jedna pieczątka, ten jeden podpis, ten jeden list - to zmieniło życie wielu z nas. Tak rozpoczęła się nasza wspólna droga - Stowarzyszenie Świętego Eugeniusza de Mazenoda.  Dziś mija 10 lat od tego wydarzenia. Pokusiłam się o całkowicie subiektywny wpis - przegląd 10 moich ulubionych wspomnień. Zapraszam do lektury, może przypomnisz sobie wydarzenie, którego byłaś/byłeś częścią...




1. Zacumowaliśmy, czyli otwarcie Przystani za Wartą

Nieprzypadkowo swoją listę wspomnień rozpoczynam właśnie tym wydarzeniem. Choć otwarcie Przystani za Wartą miało miejsce prawie dwa lata po rejestracji, to był to swego rodzaju nowy początek. Wcześniej korzystaliśmy głównie z pomieszczeń parafialnych lub udostępnianych przez ówczesną wiceprezeskę stowarzyszenia, więc "pójście na swoje" cieszyło nas jak młodzież opuszczającą rodzinne gniazdko. W końcu mogliśmy w pełni spełniać swoje marzenia - szukać tych, którym możemy w różny sposób pomóc udostępniając nasze serca i kilkadziesiąt metrów przestrzeni. 


4 października 2015 roku był zwieńczeniem wielu godzin ciężkiej pracy całego sztabu ludzi o wielkich sercach, silnych ramionach i mądrych głowach. Znaczna część gorzowian doskonale wie, że w lokalu przy Śląskiej 7a mieścił się wcześniej sklep rybny, mięsny, a nawet lumpeks. Można się więc domyślać jak trudny był to remont - nie tylko pod względem technicznym, ale też logistycznym, wszak nasz budżet nie był oszałamiający. Tym bardziej raz jeszcze wszystkim dziękuję za przekazane materiały, wykonane prace i dobre słowo, które w tym czasie tak szczodrze do nas napływały.


Otwarcie Przystani za Wartą zgromadziło wielu ludzi dobrej woli, którzy od początku mocno nam kibicowali. Niektórzy dziwili się wyborowi takiej lokalizacji - bezpośrednie towarzystwo sklepu gwarantuje sąsiedztwo, które często nie kojarzy się zbyt dobrze. Ja jednak nie raz przekonałam się o tym jak bardzo pozory mogą mylić. Stójkowi, jak często w myślach nazywałam klientów działu monopolowego, byli dla mnie swego rodzaju ochroniarzami! Często zdarzało się, że do późnych godzin porządkowałam dokumenty projektowe lub przygotowywałam wydarzenia, a oni zawsze z troską zwracali uwagę, czy nikt mnie nie zaczepia. Dla bezpieczeństwa zamykałam drzwi na klucz i wiem od koleżanek, że kiedy próbowały mnie odwiedzić to panowie grzecznie tłumaczyli, że jestem w biurze i pewnie nie słyszę jak pukają. Zdarzyło się też, że dzwonili do mnie z informacją o liście włożonym w drzwi. Złego słowa o nich nie powiem! 


W murach Przystani za Wartą spędziłam wiele godzin. Czasem ślęcząc nad papierami i rozliczeniami, a innym raz malując wazony, piekąc ciastka lub zwyczajnie rozmawiając z kimś z Was. Cudownie spędziłam ten czas i uważam, że dał mi piękną lekcję tego, w jak różny sposób można pomagać. Miałam okazję zgodzić się ze św. Eugeniuszem, który mówił, że w ubóstwie nie chodzi wyłącznie o zasobność portfela. Odkryłam, że można mieć niedostatek uwagi ze strony drugiego człowieka, brak możliwości rozwijania swoich talentów, czy swego rodzaju nieporadność w załatwianiu urzędowych spraw. I choć dziś nie mieszkam już w Gorzowie, to zawsze gdy odwiedzam rodziców muszę choć rzucić okiem na Śląską 7a. 



2. Stowarzyszenie to nie tylko oficjalni członkowie

Zgodnie z prawem stowarzyszenie powinno mieć minimum siedmiu członków, by móc je zarejestrować i prowadzić. Jak się pewnie domyślacie, spełniamy ten warunek. Jest lista, spotkania, protokoły i cała ta oficjalna otoczka. Chcę jednak podkreślić, że moim zdaniem jest nas znacznie więcej niż wskazują na to dokumenty. Stowarzyszenie tworzą Ojcowie Oblaci i osoby świeckie. Przeważnie w działalność angażują się całe rodziny naszych członków. Ci z nas, którzy mają żony zazwyczaj proszą je o upieczenie ciast, czy pomoc w przygotowywaniu różnych pikników, festynów. Te z nas, które mają mężów, proszą ich o naprawy w lokalu, transport większych gabarytów, czy noszenie ciężarów. Z premedytacją wykorzystujemy naszych rodziców (tak Tato, piszę o Tobie), czy wciągamy dzieci, sąsiadów, znajomych..... I to moim zdaniem jest fajne. Mamy członków i PRZYJACIÓŁ Stowarzyszenia. Doceniam to, że ci drudzy są zawsze w gotowości do pomocy. To dzięki tym zapaleńcom mogliśmy podejmować różnego rodzaju inicjatywy, do których sami nie mamy talentów jak np. gra na gitarze, szydełkowanie, malowanie na szkle, poznawanie historii Zawarcia, czy nauka języka migowego. W tym miejscu chcę Wam bardzo serdecznie podziękować i przeprosić, że być może nigdy dotąd nie wybrzmiało to tak jasno. Bardzo doceniam Wasze zaangażowanie, stałą, cichą obecność i wsparcie. Jesteście super. Ten dzisiejszy jubileusz to Wasz sukces!


3. Najtrudniejsze i najpiękniejsze, czyli Gaudium Vitae


Jeszcze kilka lat temu nie miałam świadomości, jak wielu z nas dotyka strata dziecka. Radość związana z odkryciem ciąży za chwilę ustępuje miejsca smutkowi, tęsknocie, żałobie. Choć w kilku miastach w Polsce pochówek dzieci zmarłych przed narodzeniem odbywa się od wielu lat, to w Gorzowie udało się go zainicjować stosunkowo niedawno - w 2016 roku. Czy było łatwo? NIE. Czy było warto? Oczywiście, że TAK! Dzięki tej inicjatywie rodzice z Gorzowa i okolic mają możliwość godnie pożegnać swoje dziecko. Każdy pochówek to okazja do wspólnej modlitwy. Nie tyle za dusze dzieci - bo wierzymy, że one otrzymały Boże Miłosierdzie i są już w niebie - co za rodziców. Za każdą mamę i tatę, których serca przepełnione są niezrozumieniem i bólem. Cieszę się, że w naszym mieście funkcjonuje taka inicjatywa. Obserwuję, jak rodziców podnosi na duchu fakt, że nie są sami, ktoś o nich myśli, wspiera, omadla. Dostają miejsce, przy którym mogą symbolicznie spotkać się ze swoim Maleństwem. Zapalić znicz, przynieść zabawkę, kwiatka, a czasem przyprowadzić rodzeństwo. 

Za każdym razem, gdy przypominam sobie pochówek, w głowie brzmią mi słowa kapłana, który podczas jednej z ceremonii powiedział: "Żyjcie tak, by po Waszej śmierci Wasze dzieci z dumą przedstawiły Was Panu Bogu. Niech z radością zaprowadzą Was przed oblicze Boga i przedstawią słowami: To moja Mamusia, to mój Tatuś."

Dziękuję każdemu, komu bliskie jest to trudne i piękne dzieło. Za modlitwę, sprawy urzędowe, organizację pochówku, opiekę nad grobem. 


4. O Asi, co talenty odkrywa

Jeśli jesteś osobą, która w ramach pamiątki z podróży przywozi serwetki to z pewnością dogadasz się z Asią. Joanna Buchmiet-Skubiszyńska zajmuje szczególne miejsce w mojej subiektywnej liście wspomnień. Bez tej kobiety nie wyobrażam sobie Przystani za Wartą! Zamykam oczy i przypominają mi się obrazy: pod Przystań podjeżdża pomarańczowe (a później turkusowe) auto, wyskakuje z niego Asia, otwiera bagażnik, a tam..... serwetki, serwetki i jeszcze więcej papierowych serwetek, pędzle, nożyczki, kleje, lakiery, pół sklepu budowlanego i jeszcze trochę. Był czas, że warsztaty decoupage w Przystani odbywały się raz, dwa razy w miesiącu. Początkowo uczestniczyła w nich skromna grupa pań (czasem towarzyszył nam dzielny Krzysztof), ale z czasem liczba zainteresowanych zaczęła się powiększać. Apogeum osiągnęliśmy wtedy, gdy w warsztatach wzięła udział moja mama (słowo! Do dziś nie wierzę, że udało się ją namówić). Co się działo na takich warsztatach? Oficjalnie powstawały ozdoby: wazony, doniczki, butelki, koszyczki. Ale najprzyjemniej obserwowało się jak stres po całym tygodniu pracy schodzi z ramion uczestniczek, jak uśmiechają się, gdy podziwiają swoje małe dzieła, jak debatują co będą ozdabiać następnym razem. Myślę, że Asia stworzyła w Przystani miejsce, w którym kobiety miały namiastkę koła gospodyń. Wymieniały się przepisami, rzucały anegdotami na temat wychowania dzieci lub problemów w pracy, czasem coś zaśpiewały lub śmiały się z obserwatorów, którzy myśleli, że umiejętnie podglądają nas zza winkla. 

Asiu, bardzo Ci dziękuję za wspólnie spędzone wieczory, kreatywność, zaangażowanie i determinację. Jesteś kochana i rób tak dalej!


5. Trzydzieści trzy dni, które zmienią Twoje życie


Wiecie, że działalność Stowarzyszenia to nie tylko Przystań za Wartą, prawda? Staramy się iść przez życie na dwóch nogach: jedna jest mocno społeczna, a w drugiej płynie krew ewangelizacji. Staramy się wzrastać w wierze zarówno jako wspólnota, jak i indywidualnie. Wielu z nas uczestniczyło w rekolekcjach 33-dniowych opartych na Traktacie św. Ludwika Marii Grigniona de Montforta, które zakończyły się zawierzeniem Niepokalanemu Sercu Maryi. Owocem tego czasu jest m.in. to, że od kilku lat to my jesteśmy organizatorem tego rodzaju rekolekcji w naszym regionie. Odbywają się one co roku przy współudziale Ojców Oblatów. Uczestnicy pochodzą nie tylko z Gorzowa, ale coraz częściej z okolicznych wsi i miasteczek. W programie rekolekcji są konferencje, samodzielna lektura traktatu, modlitwa wstawiennicza i oczywiście eucharystia. 

Rekolekcje 33-dniowe to wyjątkowy czas, w efekcie którego pragniemy oddawać całych siebie Maryi i jej Niepokalanemu Sercu. Pamiętam swoje pierwsze rekolekcje i ile dobrego zadziałało się w moim życiu w ich trakcie. W zabieganym na co dzień świecie wygospodarowanie 33 dni na pracę nad sobą może wydawać się niewykonalne. I faktycznie, to zadanie do najprostszych nie należy, ale jestem przekonana, że WARTO!


6. Wszystkie dzieci nasze są

Ustalając cele działania naszego stowarzyszenia nie zapomnieliśmy o dzieciach. Wiedzieliśmy, że chcemy pomagać im w lekcjach, odkrywać ich talenty, pokazywać świat i dawać przykład tego, że dorośli - jak się postarają - to mogą być całkiem spoko. Jak to robiliśmy w ostatnim dziesięcioleciu? Pisząc to zdanie na myśl przychodzi mi wspomnienie naszej wiceprezes, Stanisławy Jarosz, która kilka dni po otwarciu Przystani zaczęła udzielać korepetycji z matematyki. Dzięki projektom finansowanym  ze środków publicznych udało nam się zorganizować wiele ciekawych zajęć dla najmłodszych. Był kurs niemieckiego, lekcje o ekologii w życiu codziennym, bale przebierańców, szkoła gotowania, a nawet... spotkanie z Bartoszem Zmarzlikiem! Jednego roku postanowiliśmy zaszaleć i powołaliśmy do życia rodzinną szkołę wędkarstwa. Ależ wtedy była zadyma - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zakup sprzętu, wyrobienie stosownych dokumentów, lekcje wędkowania, zawody.... (Tata do dziś mnie wyciąga na ryby, "bo przecież MAM kartę"... ). Innym razem wpadliśmy na pomysł, by dzieci z parafialnej świetlicy napisały swoją książkę. W ten sposób umocniła się rewelacyjna współpraca z Agnieszką Kopaczyńską-Moskaluk, która nauczyła dzieci ufać swojej wyobraźni, wierzyć we własne siły i przelewać marzenia na papier. Od tego czasu powstało już kilka tomików "Opowieści o przyjaźni". Najbardziej lubię ten moment, gdy młodzi twórcy otrzymują swoje dzieła i wzajemnie dają sobie autografy na pamiątkę lub planują wręczyć książeczkę swoim bliskim w ramach świątecznego prezentu. Przesympatycznie się na to patrzy mając z tyłu głowy, że jeszcze kilka miesięcy temu z wielkim dystansem podchodzili do pracy twórczej. 




Dzieci, z którymi pracowaliśmy na początku naszej działalności to już dzisiaj młodzi dorośli. Mam nadzieję, że doświadczenia, które zdobyli przy Śląskiej 7a choć trochę pomogły im w wejściu w dorosłe życie. Dla mnie każde z tych spotkań, choć przeważnie hałaśliwe i rozbiegane, było wielką radością. 

7. Pot i łzy, czyli rozliczymy Twój PIT

Choć obecnie większość spraw urzędowych można załatwić online, to dla wielu Polaków wciąż jest to trudne, a nawet niedostępne. Podobnie jest z PIT-ami. Niby się wie, że coś można kliknąć, coś się samo policzy. Jednak jeśli w grę wchodzą podatki to strach człowieka oblatuje i woli się zwrócić o pomoc. Kiedy odkryliśmy, że mamy w składzie kilka pań znających się na rozliczaniu zeznań PIT stało się dla nas jasne: trzeba je wykorzystać! Od pierwszych dni akcja cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem. Nie ukrywam, czasami nas to nawet przytłaczało. Kilkanaście osób w kolejce do rozliczenia, drugie tyle czeka po odbiór. Ktoś pyta co może odliczyć, komu przekazać 1%, czy musi iść do urzędu. Bywało ciężko, ale zmęczenie rekompensowały rozmowy z gorzowianami. Przyjmując dokumenty widziałyśmy, że przyjeżdżają do nas z całego miasta, a czasem nawet okolic. To była świetna okazja, by przedstawić im naszą organizację, opowiedzieć czym - poza PIT-ami - się zajmujemy. Wiele z tych osób postanowiło przekazać nam swój 1% podatku, za co serdecznie dziękuję.
Dzięki temu wsparciu pomogliśmy osobom z niepełnosprawnościami zapewniając im opiekę i leczenie. 


8. Łączą nas ludzie i miejsca


Mogłabym inaczej nazwać ten akapit, ale uważam, że tytuł biuletynu przygotowywanego we współpracy z Hanną Kaup jest świetny... więc nie zawaham się go użyć!
Myśląc o dziesięciu ostatnich latach nie mogę pominąć tego projektu. Dziesiątki przeprowadzonych rozmów, setki wykonanych zdjęć i niezliczone godziny pracy redakcyjnej. Od 2016 roku prawie co roku (z uwagi na brak funduszy) udaje się nam oddawać w Wasze ręce biuletyn. Kilkadziesiąt kartek skrywających w sobie historie bardziej i mniej znanych gorzowian - tych z urodzenia i tych z wyboru. W pierwszych latach bohaterami wydawnictwa byli mieszkańcy naszej dzielnicy. Z czasem grono to zaczęły zasilać również osoby z drugiej strony rzeki. Jeden numer biuletynu, zaraz po pożarze katedry, poświęcony był lokalnym instytucjom, m.in. diecezji, teatrowi czy archiwum. Nie spoczywamy na laurach i obecnie przygotowujemy dla Was kolejny numer. Już niebawem zaprosimy Was na premierę biuletynu, który tym razem opowiadać będzie o osobach związanych z edukacją. 

Dlaczego tak lubię ten projekt? Uważam, że to nietuzinkowa lekcja historii - taka, w której ważną rolę odgrywa duch: uczucia, emocje, wspomnienia naszych bohaterów. Stare zdjęcia, metryki, rodzinne pamiątki tak skrzętnie chowane przed kurzem odkrywane są przed Panią Hanią, a ta dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami. Opisuje biografie, które łączą ludzi i miejsca. Wielokrotnie na kartach biuletynu dowiadujemy się, że losy poszczególnych bohaterów się przeplatają, nawiązują do poprzednich wydań. Bardzo doceniam to, że udało nam się uchwycić historie ludzi, których dziś już z nami nie ma. Taki był i jest cel projektu. Ocalić wspomnienia, ocalić historię i budować tożsamość naszego miasta. 


9. M jak... Modlitwa za Miasto

Tak, tak, wiem. To powinno brzmieć nieco inaczej... ale nie jesteśmy w telewizji! 
Była wiosna 2017 roku. W mieście trwały przygotowania do jubileuszu 760-lecia. My realizowaliśmy projekt "Łączą nas ludzie i miejsca" oraz "Nasza Przystań - nasza historia", w ramach którego zbieraliśmy pamiątki dotyczące Parafii św. Józefa i stworzyliśmy wystawę na temat jej 65-lecia. Zadania podzielone, praca wre i nagle...bum! Jak grom z jasnego nieba wpadło nam do głowy, że przecież w tych obchodach nie ma najważniejszego: modlitwy. Chcemy świętować "urodziny" miasta nie oddając jego spraw Panu Bogu? Tak nie może być! Zrodził się pomysł, by prowadzić modlitwę Słowem Bożym przez 760 minut. Brzmi jak szaleństwo? Owszem! Jeszcze przed przystąpieniem do akcji wiedzieliśmy, że trzeba ją będzie kontynuować. Jeśli chcemy wspólnie przeczytać całe Pismo Święte to nie da się tego zrobić w 760 minut. Zaczęliśmy więc od Nowego Testamentu. Do wspólnego czytania zaprosiliśmy parafian, władze miasta, przedstawicieli mediów i organizacji pozarządowych. Z roku na rok przybywało minut, a co za tym idzie również chętnych do wspólnej modlitwy. Dzięki współpracy z Radiem Plus Gorzów nasi lektorzy mogli czytać Pismo Święte w porannym paśmie nadawczym, a program czuwania rozszerzył się również o całonocną adorację, w którą włączają się różne wspólnoty kościelne z całego miasta. 


Minęło już kilka lat, a ja dalej myślę, że to szalona akcja. Jednak ja takie lubię właśnie najbardziej. Myślę, że poprzez tę akcję pokazujemy, że modlitwą można obejmować wszystkie sfery naszego życia: siebie samych, nasze rodziny, przyjaciół, pracę, społeczność i miejsca, w których żyjemy. Tak często łatwo nam przychodzi narzekanie na Gorzów (bo się nic nie dzieje, bo chodniki krzywe, bo korki, bo drogo, bo brudno, bo..., bo...). Ale czy zawsze jesteśmy bez zarzutu (kto nigdy nie wyrzucił papierka na chodnik?), czy nie mamy za co dziękować? Modlitwa za Miasto to całkiem dobry czas na refleksję nad swoją relacją do Gorzowa i jego mieszkańców.


10. Śladami naszego patrona, czyli o pielgrzymce do Aix-en-Provance

Cztery lata temu, w czerwcu 2019 wyruszyliśmy w podróż do źródeł. Grupą 19 osób zostaliśmy ugoszczeni w Domu Zakonnym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Aix-en-Provance. W czasie czterodniowych rekolekcji o. Krzysztof Zielenda OMI przedstawił nie tylko biografię św. Eugeniusza, ale przede wszystkim uwrażliwiał nas na najważniejsze wartości, jakimi kierował się założyciel zgromadzenia oblatów. Pierwszego dnia odbyło się spotkanie w sali fundacji. Modliliśmy się przy relikwiach świętego patrona, a także otrzymaliśmy oblackie krzyże – miały nam one towarzyszyć podczas pobytu w Aix. Dla wielu członków stowarzyszenia było to bardzo wzruszające wydarzenie. Rekolekcje odbywały się zarówno w sali wykładowej, jak i na ulicach miasta, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć między innymi: dom rodzinny św. Eugeniusza, katedrę – miejsce wielkopiątkowego nawrócenia, czy też więzienie, w którym posługiwał. Ostatnie dni przeznaczone były na zwiedzanie Prowansji. Udaliśmy się między innymi do Marsylii. W katedrze odbyła się Msza święta przy grobie św. Eugeniusza, gdzie o. Krzysztof Zielenda OMI i o. Piotr Darasz OMI odnowili swoje śluby. Następnie pojechaliśmy do Bazyliki Matki Bożej Straży, skąd można było podziwiać panoramę miasta. Zwieńczeniem pobytu w Aix było podsumowujące spotkanie w sali fundacji. Każdy z uczestników odbył rozmowę z Jezusem Ukrzyżowanym dziękując mu za czas rekolekcji i ich owoce. 


Dlaczego o tym piszę? Dla mnie ten wyjazd był pełen zachwytów i zaskoczeń. Przepiękne krajobrazy, budzące respekt urwiska, przepyszna kuchnia i wspaniała atmosfera. Odkrywanie osobowości i charyzmatu świętego, który jest patronem mojego stowarzyszenia. Wiele dostrzeżonych podobieństw w naszym patrzeniu na świat. I pewien niedosyt, że minęliśmy się w czasie na tej ziemi. Podczas rekolekcji poczułam, że nasz patron faktycznie nam kibicuje, wspiera nas jak może, ale też wymaga pełnego zaangażowania. Z pobytu we Francji wróciłam z niemiłosiernie spalonymi ramionami (dziękuję Bogu za maślankę) i wielką motywacją do dalszego działania!

Zapaliłam przed Wami dziesięć świeczek na urodzinowym torcie. Jeśli zapytacie pozostałych członków stowarzyszenia o ich ulubione wspomnienia, pewnie będą nieco inne. Na tym w końcu polega jedność w wielości! Bez wątpienia był to czas bogaty w doświadczenia. Poznaliśmy mnóstwo wartościowych i utalentowanych gorzowian, wysłuchaliśmy pouczających historii, spędziliśmy godziny na modlitwie i staraliśmy się być dla Was. Raz jeszcze bardzo dziękuję wszystkim, z którymi dane było mi współpracować. Ten jubileusz to nas wspólny sukces!

Ania

Nowszy post Starszy post Strona główna